Zostałyśmy powołane, by być kobietami, które mówią o obecności Boga w naszym świecie i kochają do końca, aż do oddania życia.

Nic nie daje poczucia bezpieczeństwa, jeżeli nie widzi się Boga podczas burzy

„Maszty się uginają, żagle się rwą, porzuca się ster by nie zniszczyć okrętu, nic nie daje poczucia bezpieczeństwa, jeżeli nie widzi się Boga podczas burzy”. [1]

Filipina, kobieta energiczna, kochająca prawdę, nie waha się opisać tego, co w podróży na pokładzie nie było „piękne”. W swym liście pisze: „Nie będę ukrywać niebezpieczeństw na oceanie ani mojej słabości”[2].

Jest to zaproszenie do szczerego opisywania rzeczywistości naszych codziennych „podróży”! Burze, które obecnie szaleją to: przemoc, fanatyzm, marginalizacja, obojętność, trudności, które są skutkiem naszych słabości, nasza kruchość i lęki. Jak odkryć Boga w mojej burzy? Jak widzieć oczyma Boga? Dla Filipiny, Bóg był obecny we wszystkich zjawiskach natury. Czerpała tam siły, miała  siostry, które musiała podtrzymywać, zwłaszcza siostrę Katarzynę, cierpiącą i pełną obaw, czy zdoła kontynuować tę podróż. Filipina śpiewała „Ave Maris Stella”. Mówi się, że miała piękny głos. Kapitan Rebeki nalegał, by śpiewała tę piękną pieśń, która przyciągała piękną pogodę. Jakie są nasze „pieśni” przyciągające piękną pogodę? Pieśń przemienia się w modlitwę, w zawierzenie, w pewność, że Bóg był tam… całkiem jak na morzu Galilejskim. Moją ulubioną pieśnią jest modlitwa we wspólnocie… to tam burza się uspakaja.

Sandra Cavieres, RSCJ, Prowincja Chile
Tłum. Maria Ślipek rscj
Obraz: Shutterstock

 

1 W języku angielskim: Life of Mother Duchesne by Abbé Baunard, Roehampton, 1879, wtłumaczeniu Lady Georgiana Fullerton, 148.
2 Ibid., 147.

Kapituła Generalna zaprasza wszystkich, którzy należą do  rodziny Sacré Coeur, by  przekraczać nowe granice. Oznacza to, że trzeba być czujnymi, jak dobrzy wartownicy, badacz horyzontu, stróż granic, kochać przestrzenie które roztaczają się poza nimi i czuć do jakiego stopnia nas one popychają i przynaglają, by wyruszyć w drogę. Ale iść do tych granic oznacza także być gotowym opuścić miejsca, w których już zainstalowaliśmy się, otworzyć się na nowe, przyjąć to, co odkryliśmy, przemyśleć to  i przedstawiać Bogu na modlitwie.  Konieczne jest również opracowanie sposobów osiągnięcia tych nowych „przestrzeni”, stanie się ubogim w duchu, by uznać swoją ignorancję, zdjąć obuwie i prosić o łaskę oglądania tego, co jest nieznane.

Słowo „tereny” umieszczam w cudzysłowie, bo mogą to być miejsca w sensie fizycznym, ale też osobowym, wewnętrznym. Dlatego właśnie często nie wiemy, jaki wybrać środek transportu i jakiej szukać wizy czy innego pozwolenia na pobyt; czasami otrzymujemy je tylko wtedy, gdy potrzebna jest nasza pomoc. Na przykład: jak dojść do przekroczenia granicy dzielącej ludzi lub narody, gdy ich największą wartością jest konsumować i jeszcze raz konsumować? Jak dotrzeć do osób, które zabiegają jedynie o rzeczy zewnętrzne, namacalne i które nie wierzą że szczęście znajdą w tym, co w nich samych jest najlepsze, choć trudno dostrzegalne?  Jak pomóc odkryć, przez brak zaufania, niską samoocenę lub depresję tego Ducha – z dużej litery - który zamieszkuje wnętrze każdej osoby i który sprawia, że możemy wołać ABBA?

Jeżeli dostrzeżemy coś nowego, pojawią się trudności, możemy uczyć się od Filipiny, jak w dalszym ciągu nasłuchiwać wezwania, karmić je, modlić się tak, jak ona to czyniła, nie tracić okazji i zrobić wszystko, by wsiąść na naszą Rebekę.

 

Esperanza Calabuig, RSCJ, Prowincja Antyle, Kuba
Obraz: Lin Miao-chen
Tłum. Maria Ślipek rscj

Rebeka czuje bryzę
która porusza wstążki na twoim podróżnym kapeluszu
i wkrótce będziesz wezwana
WSZYSCY NA POKŁAD!
Zofia ostatecznie zgadza się i błogosławi ci.
Te ostatnie chwile są tak bolesne!
winnica – i wózek – ciążą
nad twoją jedyną ofiarą, podczas gdy Francja się oddala,
a Indianie cię wzywają w nieznanym języku;
ale wkrótce poznają cię doskonale,
Kobieta, która modli się nieustannie! Módl się więc za nas; my także
zabieramy to, co najważniejsze z naszego dziedzictwa
pozostawiając resztę, wyruszamy
do nowego życia, do nowej ziemi.

Dorothea Hewlett, RSCJ, Prowincja Australia - Nowa Zelandia
Obraz: Patricia Reid, RSCJ, Prowincja USA - Kanada
Tłum. Maria Ślipek rscj

Filipinę Duchesne można byłoby określić jako mocny i giętki dąb, odporny na zmiany i wyzwania. Dąb kojarzy się nie tylko z jej nazwiskiem, ale również z charakterem. Skąd to się bierze? Czyżby z zakorzenienia w Bogu?

Korzenie dębu wchodzą głęboko w ziemię, to czyni go mocnym, odpornym na gwałtowne burze i wiatry. Dąb jest również zdolny do przystosowania się do różnych warunków, zmian klimatycznych.

Od dzieciństwa Róża Filipina Duchesne musiała pokonywać trudności, które pomagały jej w przystosowaniu się do różnych sytuacji bardziej niż do ich uniknięcia. Powołana do życia zakonnego wkrótce  po swojej Pierwszej Komunii św. musiała pokonać trudności ze strony ojca, by ten  pozwolił jej wstąpić do klasztoru. Po wstąpieniu do klasztoru Wizytek w Saint Marie-d’En-Haut, (Grenoble) była zmuszona opuścić klasztor razem z innymi zakonnicami

z powodu Rewolucji Francuskiej. Filipina powróciła do rodziny i zajęła się ludźmi biednymi i chorymi, aż do momentu, w którym  to poznała Magdalenę Zofię Barat, założycielkę Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa.

Co dało jej taką wielką energię do pójścia za swym powołaniem? Czy to jej silna wola, czy też raczej zakorzenienie w Bogu, który dał jej siłę trwania w powołaniu mimo trudności i niepowodzeń?  To zakorzenienie pozwoliło jej wejść w kontakt z całym światem, podobnie jak dąb, który rozciąga szeroko swe gałęzie.

 

Ilsemarie Weiffen, RSCJ, Prowincja CEU
Zdjęcie, Dr. Hubert Zierl, Berchtesgaden
Tłum. Maria Głowacka rscj

Filipina Duchesne została dotknięta mocnym Bożym wezwaniem, by iść i żyć wśród Amerykańskich Indian Ameryki Północnej. Pasja niesienia miłości Boga zaprowadziła ją ku nieznanej ziemi i nieznanym ludziom. Podróżowała przez dwa miesiące na pokładzie statku, bez zasięgu Internetu, bez Smartfona i Skype'a. Jak tylko przybyła do Ameryki czekała i czekała na listy Zofii Barat. Wiara, odwaga i cierpliwość pozwoliły jej na podjęcie misji przekazywania miłości Serca Boga

Dzisiaj łatwiej jest pojechać tam, gdzie chcemy, dołączyć do ludzi, którzy żyją w odległych od nas regionach. Jednakże blisko nas, niektórzy ludzie są daleko, nie mają możliwości korzystania z tych dóbr. Myślę tu o tych, którzy przeżyli tsunami, których różne historie życia dzielę od dwóch lat.

Tutaj w Fukushima (Japonia), po potrójnej katastrofie: trzęsienia ziemi, tsunami i katastrofie w centrali nuklearnej w marcu 2011, wielu ludzi jest zmuszonych do życia w bardzo trudnej sytuacji mimo upływu lat. Nie wiedzą czego się w życiu spodziewać, kiedy będą mogli wrócić na swoją wyspę, do swojego miasta, czy i kiedy będą mogli znaleźć pracę w miejscu bardziej bezpiecznym. Żyją niepewni jutra.

Nowoprzybyli nie mogą w pełni zrozumieć cierpienia tych, którym udało się przeżyć. Możemy jednak być przy nich, iść z nimi, płakać i cieszyć się razem z nimi, jeśli nawet nie znajdujemy słów, by im okazać uczucie. Czyż nie w taki właśnie sposób, podobnie jak Filipina, możemy rozlewać miłość Serca Boga i ukazywać, że Bóg jest z nami?

Masako Egawa, RSCJ, Prowincja Japonii
Tłum. Maria Głowacka rscj

Z historii życia św. Filipiny Duchesne wybrałam jedno małe wydarzenie, z początku jej misyjnej drogi, bez którego nie byłoby pewnie dalszej historii. Otóż pewnego razu, Filipina będąc w sypialni dziewcząt (10.01.1806 r.) rozmyślała na temat oderwania Mędrców i był to moment, w którym zapragnęła ich naśladować. Znakiem, który odczytała jako potwierdzenie prawdziwości tego pragnienia było poczucie wewnętrznej wolności. Zapragnęła poświęcić się nauczaniu niewierzących.

Aby tego dokonać musiała podobnie jak Mędrcy wyruszyć w drogę i rozpocząć poszukiwanie Jezusa na nieznanej ziemi. To „wyruszenie” nie nastąpiło jednak od razu, było poddane pod decyzję przełożonej i zawierało w sobie szeroką gamę uczuć: oczekiwanie, modlitwę, pragnienia, niecierpliwość… Filipina, pomimo przeciwności pozostała wierna temu pragnieniu zrodzonemu podczas rozmyślania. W końcu dane jej było wyruszyć jak Mędrcy i pokonać długą drogę. W przeciwieństwie do Mędrców, była to jednak podróż w jedną stronę. Pozostała na innym kontynencie, konsekwentnie szukając Jezusa i służąc Mu do końca swoich dni nawet, gdy nie widziała światła gwiazdy.

Często zastanawiam się jak głębokie i prawdziwe musiało być to doświadczenie spotkania z Jezusem, że dało jej siłę, która prowadziła ją przez całe życie.

W życiu każdej z nas są takie momenty, gdy na modlitwie rodzą się pragnienia. Patrząc na świętą Filipinę warto zadać sobie pytania: Jak długo już szukam Jezusa? Czy jeszcze podążam za gwiazdą?

 

Bogusława Ochał, RSCJ, Prowincja Polska
Obraz: Maria Korytko, RSCJ, Prowincja Polska

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.” (Mk 16:15)

Misja zaczyna się tutaj. Filipina Duchesne była pierwszą misjonarką RSCJ, która dotarła do nowych granic. Wracając do mojego rodzinnego kraju jako RSCJ, świadoma jestem, że idę jej śladami.

W podróży mojego życia Bóg posłał do mnie gwiazdę. Gwiazda ta wyznacza mi kierunek. Nie zawsze świeci jasno, ale wystarczająco, bym mogła widzieć. Głos Boży jest delikatny, ale stanowczy. Chwila, w której jakaś osoba słyszy Boży Głos i idzie za gwiazdą może być nazwana "Rebeką", to chwila którą przeżywała Filipina Duchesne wchodząc na pokład statku o tej nazwie, po tym jak usłyszała Boże wezwanie. W takich chwilach jest pełno trudności, ale są one przepełnione łaską.

Kilka lat temu ukazała mi się Boża Gwiazda. Poszłam za nią. Opuściłam rodzinne miasto, by iść ku nieznanej ziemi. Zagubiona, w niepewności i lęku wyjechałam, ponieważ Bóg mnie wezwał. W dniu, w którym uświadomiłam sobie, że Bóg jest ze mną w Zgromadzeniu Sacré Coeur, moje lęki i wątpliwości zniknęły. Kultury i języki innych krajów mnie ubogaciły. Po wielu latach formacji stałam się ukształtowana jako nowe stworzenie.

Zainspirowane gorliwością Filipiny Duchesne i wezwaniami Kapituły Generalnej 2016, odczuwamy na nowo czas "Rebeki", " by odkrywać i ukazywać miłość Serca Jezusa" (Konstytucje §4) poza nowymi granicami. Gwiazda pojawia się na nowo.

Dziś znajduję się w moim rodzinnym kraju, do którego zostałam posłana, by rozpocząć projekt Duchesne. Z powodu mojej długiej nieobecności wszystko jest dla mnie nowe w moim własnym kraju. Potrzeba mi czasu adaptacji, odnalezienia się w nowej kulturze i sposobie życia. Potrzeba czasu, by móc nawiązać kontakt z ludźmi. Boża Gwiazda mnie jednak prowadzi tam, gdzie ma zamieszkać moje serce.

Maria Y., RSCJ, Prowincja Korea - Chiny
Obraz : Waldemar Flaig
Tłum. Maria Głowacka rscj

Odkąd poznałam Świętą Filipinę, stała się moją przyjaciółką, która towarzyszy mi na mojej duchowej drodze. Podróż Filipiny do Nowego Świata była wynikiem głębokiej modlitwy  i usłyszenia wezwania Serca Jezusa w jej własnym sercu, by dotrzeć do serc innych. Bóg zaprosił ją do pozostawienia wszystkiego za sobą, do działania i pójścia naprzód, do zaufania wiatrom, które wiały w żagle Rebeki, do zdecydowanego i odważnego trzymania się burty  na otwartym morzu.

Chociaż Filipinie towarzyszyło wiele trudności, nie załamała się. Nie osłabło w niej pragnienie i marzenie dotarcia do serc tych, do których czuła się wezwana.

Była wychowawczynią, kochała dzieci. Niezdolna do posługiwania się językiem ludzi, wśród których żyła, posłużyła się językiem serca bardziej niż słowami. Pozostawiła niezatarty ślad w ich życiu. Jej współczucie, bez wątpienia, było docenione przez dzieci Potawatomi i tych, którzy widzieli jak modliła się w ciszy.  Nazwali ją Kobietą, która zawsze się modli.

Boży Głos wzywa nas dzisiaj, w głębi naszych serc do stawiania czoła wszystkim trudnościom. Pewność, że wszystko zależy od Boga, a nie od naszych własnych wysiłków dodaje nam odwagi i otwiera oczy, by wszędzie dostrzegać możliwości, które otwierają się przed nami, jako zaproszenie do pójścia naprzód, ku Nowemu Światu. Zaproszenie do biegu ku nieznanym równinom, spękanej, nieurodzajnej ziemi, górom i dżungli, by spotkać wiele serc, które pozwolą się dotknąć i są gotowe kochać. 

Elizabeth Kasyoka, NSCJ   Prowincja Uganda Kenia
Zdjęcie: Harry Webber
Tłum. Maria Głowacka rscj

Liczne aspekty życia modlitewnego Filipiny mogłyby być dla nas źródłem refleksji, ale dziś skupmy się na jednym z nich: w jaki sposób jej modlitwa dotykała i inspirowała innych, szczególnie Potawatomi, których tak bardzo kochała.

Na skutek choroby i dużego cierpienia związanego z problemami kardiologicznymi Filipina zbliża się do końca swego życia. Znajduje się w Sugar Creek, wśród Potawatomi, którym chciałaby dać poznać Serce Jezusa.

Jest niezdolna, by nauczyć się ich języka. Oni jednak obserwują ją i wyczuwają życzliwość i wielkie zainteresowanie nimi. Według swego zwyczaju nadają jej imię, które wyraża to czym jest w istocie, Quah-Kah-Ka-num-ad (Kobieta, która zawsze się modli).

Filipina jest dla nich ważna jako osoba, ale wskazuje też na rzeczywistość poza nią samą, na Wielkiego Ducha (imię Boga dla Indian amerykańskich). To Wielki Duch nadaje sens jej życiu, udziela natchnień, obdarza pięknem i miłością.  

Dziś przykład Filipiny zaprasza każdego z nas, szczególnie młodych, do życia i modlitwy w taki sposób, byśmy mogli zobaczyć nowe możliwości w naszym własnym życiu i wybrać to, co rzeczywiście daje życie.

 

Geneviève Bannon, RSCJ Prowincja Australia – Nowa Zelandia
tłum. Maria Głowacka rscj
*Tytuł i zdjęcie zainspirowane utworem australijskiego poety James McCauley, który porównuje modlitwę do „zagłębia ciszy na wyschniętej ziemi”.

Uzdrawiająca miłość

Wiosną 1804 roku Zofia Barat była poważnie chora i lekarze w Paryżu potrafili tylko podreperować ją na zdrowiu, ale nie wyleczyć. Punktem zwrotnym stał się lipiec 1806 roku i kilka tygodni w Grenoble spędzonych z Filipiną Duchesne. To podczas tego pobytu Filipina przywróciła Zofii zdrowie. Choć okazało się, że Zofia na powrót jest zdrowa dopiero po jej wyjeździe z Grenoble, ona była pewna, że stało się to dzięki troskliwej opiece Filipiny.

Pierwszego sierpnia 1806 roku pisała do Filipiny jak wiele dla niej znaczy ich pogłębiająca się przyjaźń i jak została uzdrowiona:

Wiesz w jakim stanie was opuściłam. Jeszcze będąc w Lyonie zauważyłam, że wszelkie objawy choroby ustąpiły. Wszystko zniknęło w jedną noc. Jestem zupełnie zdrowa.

30 sierpnia 1806 roku potwierdziła swoje całkowite uzdrowienie tymi słowami:

Pan pobłogosławił twoją troskliwą opiekę nade mną. Od pobytu w Lyonie nie mam żadnych objawów chorobowych.

Od 1818 roku Filipina i Zofia żyły z dala od siebie, jedna w Europie, druga w Luizjanie. Uzdrawiająca moc miłości istniała między nimi zawsze, niezależnie jak bardzo od siebie były oddalone, jak trudne czy nieregularne były ich kontakty, jak zróżnicowane i trudne były ich  doświadczenia. Ta moc, ta miłość, potrafiła biec po falach Atlantyku i po falach Atlantyku powracać, od jednej do drugiej. I każda była jej pewna; mogły na nią liczyć i liczyły, do końca.


Autor/Obraz: Phil Kilroy, RSCJ, Province of Ireland – Scotland

Tłum. Bożena Kunicka rscj

© SACRE COEUR - ZGROMADZENIE NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA