Obraz Michal Jarmoluk z Pixabay
Stanę w obecności Pana Boga. Poproszę Boga, mojego Pana o łaskę, żeby wszystkie moje zamiary, czyny i prace skierowane były wyłącznie ku służbie i chwale Jego Boskiego Majestatu.
Obraz: ja w tłumie ludzi nad Jordanem, blisko Jana Chrzciciela.
Prośba: o łaskę wdzięczności za dobro, którego Bóg dokonuje przeze mnie.
1. Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: „Cóż mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni”. Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali Go: „Nauczycielu, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono”. Pytali go też i żołnierze: „A my, co mamy czynić?”. On im odpowiadał: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie”.
Do Jana nad Jordan schodzą się tłumy ludzi, którzy chcą zostać obmyci ze swoich grzechów. A kiedy już przyjęli chrzest od Jana pytają: Co mamy czynić? Ten moment, kiedy człowiek zostaje uwolniony od grzechu, moment nawrócenia, tworzy w nim przestrzeń na pytanie: Co teraz? Jak mam żyć, na co zwrócić uwagę, co jest ważne?... Słowa Jana, dla którego asceza była chlebem powszednim, wskazują na to, że nie był oderwany od rzeczywistości, w której żył. Jego wskazania nie są czymś, co przekracza ludzkie możliwości, nie mówił, że nawróceni ludzie mają się stać od razu świętymi. Wskazuje na życie sprawiedliwe, wrażliwe na drugiego człowieka i to, co istotne. A może to jest właśnie początek świętości?
Jakie pytanie nurtuje moje serce w perspektywie mojego nawrócenia, jakie zadałbym/zadałabym Janowi?
Porozmawiam z nim przez chwilę.
2. Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”. Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę.
To spora pokusa uznać siebie za Mesjasza, kiedy tłumy schodzą się do Jana. Łatwo przychodzi przekonanie o swojej wielkości, większej niż ta rzeczywista, kiedy cały czas się to słyszy. Może na swój sposób mógłby być takim Mesjaszem, którego oczekiwali Żydzi. Poszliby za nim. Ale Jan tej pokusie nie ulega, w pełni świadomy swojej misji, tego Kim jest Ten, który ma przyjść. Zna swoją wartość i wie gdzie jest Jego szczęście. Wskazuje Tego, który nie tylko obmywa serca z tego, co je obciąża, ale ma Ducha, który wypełni je ogniem Bożej Miłości.
Czasem może przyjść taka pokusa, że kiedy robię dobro, ktoś skupia się na mnie i z czasem, mam wrażenie, że sama jestem źródłem dobra, zapominając o Tym, bez którego to wszystko nie miałoby żadnego znaczenia. I wtedy może być różnie. Mogę się skupić na sobie i swojej wspaniałości, mogę z czasem odczuwać żal, bo ktoś nie docenił tego, co zrobiłam, a przecież to było takie piękne i z czasem przestać odczuwać radość z samego dobra, które się dzieje.
A może lepiej mimo wszystko oprzeć się tej pokusie, bo mając świadomość tego, Kto jest tym pierwszym Dawcą, wcale nie stracę podobieństwa do Niego i dobro, które będę dawać nie straci na znaczeniu i zostanie mi radość płynąca z chwały, jaką to dobro przynosi Bogu. Bo radosnego dawcę miłuje Bóg i on wie, że jest kochany przez Boga. I to wystarczy.
Popatrzę na dobro, które było ostatnio moim udziałem i podziękuję za nie Bogu.
Odmów „Ojcze nasz”.
przygotowała s. Lidia Gołębiewicz rscj